Crowdfunding udziałowy pomaga zamienić restauracje w sieci, a sieci restauracyjne – w prawdziwie gastronomiczne korporacje. Salad Story, polski lider fast foodów ze zdrową żywnością, zdecydował się wejść na tę ścieżkę, aby rozbudować i unowocześnić swoją sieć, a kolejnym kroku – wejść na giełdę. 

15 lat temu Salad Story rozpoczął rewolucję wegetariańską w Polsce otwierając pierwszy w kraju fast food ze zdrową żywnością. Dziś spółka ta przyłącza się do rewolucji crowdfundingowej i od razu zapisuje ważną kartę w jej historii. Jest to największa pod względem przychodów spółka, jaka kiedykolwiek odwołała się do finansowania społecznościowego. 36 lokali własnych i franczyzowych należących do polskiego lidera zdrowego żywienia odwiedza miesięcznie przeszło 140 tys. osób. Do końca przyszłego roku firma planuje m.in. rozbudować sieć do 57 lokali oraz wzmocnić swoją działalność w kanale online. Planowany jest także debiut na NewConnect. Aby wszystko to było możliwe Salad Story chce pozyskać 3,2 mln w toku emisji akcji realizowanej w partnerstwie z Beesfund.

Projekty gastronomiczne nie są niczym nowym, gdy mowa o crowdfundingu. Za pomocą Kickstartera sfinansowano ich ponad 4 tysiące. Wiodące światowe platformy crowdfundingu udziałowego pomogły pozyskać kwoty sięgające nawet 3,4 mln funtów (~ 18 mln PLN), jak to było w przypadku sieci z daniami meksykańskimi Chilango. Nie jest to też pierwsza emisja z branży restauracyjnej realizowana w partnerstwie z Beesfund. Wcześniej kapitał od społeczności pozyskiwały np. Ed Red, Kiełba w Gębie czy Śląska Prohibicja.

Co sprawia, że restauratorzy odwołują się do finansowania społecznościowego? Po pierwsze, jest to dla nich metoda na monetyzację już istniejących relacji ze swoim otoczeniem, przede wszystkim: z klientami. Osoby, które dany przybytek dobrze znają, bo sami się w nim stołują, mają dostateczną wiedzę, aby wstępnie ocenić, czy chcą w niego zainwestować. Mogą mieć też zupełnie osobiste, sentymentalne, hobbystyczne czy środowiskowe powody, aby wesprzeć np. lokalny biznes, z którym się utożsamiają albo typ restauracji, którą uważają, że powinien się rozwijać i stać bardziej popularnym. To samo dotyczy partnerów biznesowych, z którymi firma ma ugruntowaną relację. W tym miejscu ujawnia się zresztą pewna specyfika, a może nawet przewaga crowdfundingu udziałowego nad tradycyjnymi metodami pozyskiwania kapitału. Fundusze VC czy aniołowie biznesu rzadko będą zainteresowani tego rodzaju przedsiębiorstwami. Nawet jeśli są to firmy dobrze zarządzane i rozwojowe, to na ogół nie gwarantują one zwrotu z inwestycji porównywalnego z szybko skalującymi się biznesami technologicznymi. Dla inwestorów indywidualnych budujących zróżnicowany portfel, wizja posiadania w nim solidnej spółki płacącej dywidendę, oferującej atrakcyjne zniżki i upominki, posiadającej prosty, przewidywalny i sprawdzony model biznesowy może być tymczasem nęcąca. Skrótowo możemy powiedzieć, że fundusze i aniołowie dbają głównie o startupy, crowdfunding jest zaś ofertą dla całego sektora rozwojowych MŚP. Przy tej okazji przypomina mi się krótki wątek na Twitterze, moim zdaniem, wart ekonomicznej nagrody Nobla. Jego autor, uczestnik amerykańskiego ekosystemu ICT, wysłał zdjęcie ze swojej ulubionej kawiarnii z tekstem: “ten lokal to lepszy biznes niż 95% startupów, z którymi rozmawiam. Wie co, komu i za ile sprzedaje. Ma prosty, sprawdzony model biznesowy i realną trakcję. Był to wczoraj i będzie jutro. Nie polega bezustannie na zewnętrznych źródłach finansowania, bo umie generować przychód. Ma wreszcie prostą drogę do skalowania”. Innymi słowy, gdy myślimy o dywidendzie czy wyjściu z inwestycji dobrze prosperująca restauracja wcale nie musi być gorszym wyborem niż platforma SaaS czy aplikacja mobilna. 

Drugim powodem dla którego crowdfunding to dobry pomysł dla liderów gastronomii jest chęć lojalizacji klienta. Inwestor, który nabył akcje danej restauracji i któremu zależy na sukcesie firmy, której współwłaścicielem się stał, będzie tam jadał częściej, będzie ją też chętniej polecał znajomym – w toku rozmów czy w mediach społecznościowych. Firma pozyskuje więc nie tylko inwestora, ale także ambasadora, o stałym kliencie nie wspominając. Tego rodzaju zabiegi często wzmacniane są poprzez połączenie poszczególnych pakietów akcji z dodatkowymi korzyściami, np. rabatami, voucherami, zaproszeniami na zamknięte imprezy, itd. Walne zgromadzenie akcjonariuszy sieci restauracji może być samo w sobie doświadczeniem kulinarnym i społecznościowym: ludzie dzielący podobne pasje (oraz interesy) rozmawiają o przyszłości spółki próbując przedpremierowo nowych pozycji w menu. Należy zakładać, że w przyszłości, także za sprawą finansowania społecznościowego, relacje inwestorskie będzie zastępować doświadczenie inwestorskie.

Jak widać, spółki gastronomiczne mają do czego się odwołać, aby przekonać inwestorów do tego, aby zaangażowali się kapitałowo w tego rodzaju biznesy. Przepis na sukces nie jest tutaj odmienny niż w przypadku innych branż: sumienna wycena, realistyczna perspektywa zwrotu z inwestycji, mocny zespół, konsekwentna i wielokanałowa komunikacja przewag spółki. Pozostaje mieć nadzieję, że po trudnościach związanych z lockdownem, recesją, inflacją to właśnie restauracje zgotują nam kilka godnych uwagi emisji i pokażą, że rynek crowdfundingowy ożywa, a inwestorzy wciąż mają apetyt na więcej. 

Autorem wpisu jest Marcin Giełzak, Dyrektor Zarządzający Beesfund S.A. Wpis powstał przy współpracy z Salad Story S.A.

Zostaw odpowiedź

Twój e-mail nie zostanie opublikowany