Dziś druga część rozmowy z dr Andrzejem Przybyłą i Tomaszem Michałkiem, założycielami MCC.

Piotr Seroczyński (PS): W pierwszym wywiadzie wspomnieliście, że waszym celem nie jest stworzenie kolejnej prywatnej kliniki medycznej, których wysyp możemy zaobserwować w ostatniej dekadzie. Skąd taki boom na prywatną służbę zdrowia?

Tomasz Michałek (TM): Cała Europa stoi przed coraz większym wyzwaniem jakim jest starzejące się społeczeństwo. Eksperci od wielu lat zapowiadają erę „silver economy”. Kolejne generacje Polaków nie tylko chcą dłużej żyć, ale zwracają też coraz bardziej uwagę na jakość życia. Dla sektora ochrony zdrowia oznacza to konieczność gruntowanych zmian systemowych.

Nie muszę mówić, jak źle oceniana jest publiczna służba zdrowia. Wszyscy wiemy to doskonale, a przykłady rozwoju prywatnych sieci medycznych są tego najlepszym dowodem. Bogacące się polskie społeczeństwo ma coraz większą świadomość, że państwo nie jest w stanie sfinansować wszystkich naszych potrzeb. Tym bardziej, że nie chcemy płacić większych podatków, a bez tego publiczna ochrona zdrowia coraz częściej będzie się ograniczała do procedur ratujących życie, zostawiając resztę prywatnemu sektorowi.

Andrzej Przybyła (AP): Najwyższy czas aby w naszym kraju zaoferować pacjentom wyspecjalizowane placówki terapii nietrzymania moczu, zaproponować nowe podejście do pacjenta i nową formę opieki nad nim. Nie jesteśmy konkurencją ani dla publicznych szpitali, ani prywatnych sieci ogólnopolskich, wypełniamy niszę, bardzo perspektywiczną niszę, wymagającą jednak specjalistycznej wiedzy, którą posiadamy zarówno od strony medycznej jak i organizacyjnej czy biznesowej.

PS: Czy crowdfunding traktujecie jako jednorazową przygodę?

TM: Wierzymy, że nie. Polacy, wbrew wielu stereotypom, potrafią i lubią się organizować wokół różnych idei. W zbiórkach na pomoc potrzebującym jesteśmy wzorem dla świata. Najwyższy czas abyśmy pokazali, jak można wspólnie podnosić standardy zdrowotne, pomimo wiecznie niedofinansowanej i źle zorganizowanej służby zdrowia.

Już dzisiaj przygotowujemy kilka kierunków dalszego rozwoju MCC. Mam tutaj na myśli m.in. nawiązanie współpracy z placówkami naukowymi, których przedstawiciele zgłaszają się do nas z propozycjami badawczymi. Bardzo uważnie przyglądamy się rozwojowi technologii blockchain, szczególnie pod kątem transferu informacji i danych. Jej idea znakomicie łączy się z jednym z naszych filarów, jakim jest podmiotowość pacjenta i komplementarność usług.

AP: MCC oferuje projekt międzypokoleniowy i mutidyscyplinarny, atrakcyjny dla inwestorów, oczekiwany przez pacjentów, ale również przez lekarzy i fizjoterapeutów, którzy chcieliby zawodowo rozwijać się w tym kierunku. Tym samym MCC łączy medycznie światy urologii, uroginekologii, fizjoterapii oraz rehabilitacji, zarówno urologicznej jak i uroginekologicznej. Warto pamiętać, że fizjoterapia uroginekologiczna znana jest pod postacią ciągle często nieudolnych w Polsce ćwiczeń tzw. mięśni Kegla. Mięśnie te to struktury mięśniowe i więzadłowe miednicy, odpowiadające za prawidłowe trzymanie moczu. MCC także w tym zakresie zapewni standaryzację terapii przy współpracy z międzynarodowymi instytucjami, takimi jak ICS (International Continence Society) czy IUGA (International Urogynecological Association).

PS: Gdzie widzicie Waszą spółkę za trzy lata?

AP: Jako miejsce pierwszego wyboru, wzorcowe miejsce kontaktu dla wszystkich poszukujących pomocy w temacie inkontynencji. Ta grupa już jest ogromna, a będzie jeszcze rosła przez wiele lat. Prognozy są jednoznaczne. Dlatego po roku od uruchomienia centrum w Warszawie, otworzymy kolejne w innych miastach. Ponadto chcemy aby MCC był kreatorem standardów, centrum wdrażania nowych technologii medycznych, atrakcyjnym pracodawcą dla młodej kadry i pożądanym partnerem dla instytucji naukowych oraz przemysłu.

TM: Naszym celem jest GPW w Warszawie, po drodze New Connect, tak aby nasi inwestorzy, ci więksi i ci mniejsi, mieli możliwość sprzedania akcji nabytych podczas trwającej teraz emisji. Nie wykluczamy dywidendy, aczkolwiek w pierwszych trzech latach będziemy pewnie przekonywali akcjonariuszy do reinwestycji większości zysków na dalszy rozwój spółki. Najważniejsze dla nas będzie generowanie wartości spółki przekładającej się na rosnącą wartość pojedynczej akcji.

Zawsze powtarzam, że czas, gdy mury i wyniki historyczne decydowały o wartości biznesu, już dawno minął. Dużo bardziej istotna jest pozycja na rynku, wizerunek oraz perspektywa zarówno spółki jak i branży, w której funkcjonujemy. My do tego dodajemy własny model biznesowy, gdzie priorytetem jest inwestycja w ludzi zarówno pracujących dla nas jak i tych przychodzących po pomoc. To również będą nasi akcjonariusze!

PS: Dziękuję za rozmowę

Niniejszy materiał ma wyłącznie charakter promocyjny i reklamowy, a rodzaj oferty publicznej nie wymaga udostępnienia prospektu emisyjnego, ani memorandum informacyjnego.

Zostaw odpowiedź

Twój e-mail nie zostanie opublikowany