luka kapitałowa

„Ja nie mam nic, ty nie masz nic i on nie ma nic, to razem mamy w sam raz tyle, żeby założyć wielką fabrykę”. Czy „start-up” Karola Borowieckiego i jego spółki z „Ziemi Obiecanej” miałby szansę wypalić ponad 100 lat później? Każdy, kto kiedykolwiek rozważał założenie własnego biznesu mierzył się na początku z podstawowym problemem: skąd wziąć kapitał? Choć XXI wiek teoretycznie oferuje znacznie więcej możliwości, to nowoczesne i innowacyjne przedsięwzięcia zakładane od zera mają małe szanse na rozwinięcie swojej działalności. Jeśli planujemy małe przedsięwzięcie wymagające niewielkich nakładów finansowych możemy liczyć na słynne 3F (friends, fools and family) lub na państwowe fundusze – tu dostęp do kapitału nie jest wielkim ograniczeniem. Jeśli prowadzimy dużą firmę, która ma stabilną pozycję na rynku i perspektywy na dalszy rozwój swoje pieniądze chętnie zainwestują w nas fundusze inwestycyjne, a bank nie będzie miał oporu przed udzieleniem nam kredytu.

Co z ambitnymi projektami, których potrzeby finansowe są większe niż kilka-kilkadziesiąt tysięcy złotych, a które wydają się być zbyt ryzykowne dla dużych instytucji finansowych? Dla nich pozyskanie kapitału staje się niestety poważnym problemem, którego próba pokonania często kończy się fiaskiem . To właśnie wpadnięcie w tę „lukę kapitałową” nie pozwala na realizację wielu innowacyjnych pomysłów, które mogłyby być prawdziwym przełomem na rynku, a niestety zbyt często lądują w szufladzie. Luka kapitałowa jest jednym z głównych powodów, dlaczego polską gospodarkę trudno nazwać innowacyjną. Lokowanie funduszy tylko w klasyczne i bezpieczne rozwiązania nie pomoże nam przenieść się na wyższy poziom, ten model niestety utrwala panującą sytuację.

Pomysłodawca ambitnego start-upu ma bardzo ograniczone możliwości działania. Może jedynie na własną rękę poszukiwać inwestora, który postanowi zaryzykować swoje własne pieniądze, jednak niesie to za sobą szereg obciążeń. Po pierwsze przy tego typu działaniach dużą rolę odgrywają znajomości i dostęp do wpływowych osób, co szalenie utrudnia działania ludziom spoza stolicy czy szeroko pojętego świata biznesu. Po drugie inwestor ryzykujący swoje pieniądze będzie chciał mieć wpływ na kształt i działania powstającej firmy, co może kolidować z wizją pomysłodawcy.

Z pomocą przychodzi tu udziałowy crowdfunding. Dzięki niemu otrzymujemy dostęp do szerokiego grona inwestorów. Jeśli nasz pomysł ma potencjał jest duża szansa, że znajdą się chętni na ulokowanie swoich pieniędzy w obiecujący nowy biznes licząc na zyski w przyszłości. W Polsce żyje obecnie ponad 45 tys. dolarowych milionerów, a każdy z nich szuka możliwości dobrego zainwestowania swojego kapitału. Skierowanie swojej oferty do zróżnicowanych odbiorców daje nam możliwość dywersyfikacji środków jakie pozyskamy, dzięki czemu nie stracimy kontroli nad kształtem naszego projektu. Wreszcie przeprowadzenie sprzedaży akcji pozwoli nam wstępnie zweryfikować nasz pomysł, bez ryzykowania znacznych zasobów własnej gotówki.

Dlatego właśnie crowdfunding udziałowy to przyszłość polskich start-upów i prawdziwie innowacyjnej gospodarki.

Zostaw odpowiedź

Twój e-mail nie zostanie opublikowany